22 maja 2013

6.



-Hej.-powiedziałam przystawiając obok chłopaka.
-Przyszłaś?-zapytał ze dziwną miną.
-Jak widać.-odparłam.-Co myślałeś że odpuszczę?-zapytałam.
-W sumie to tak.-powiedział.
-Chcesz żebym poszła?-znów zadałam pytanie.
-Nie!-krzyknął.-To co lot balonem?-zapytał, a ja tylko ochoczo pokiwałam głową.-No to chodźmy im szybciej to zrobimy tym lepiej dla mnie.-dodał, a ja uśmiechnęłam się.
Chłopak parzył na mnie przez chwilę.
-Coś nie tak?-zapytałam.
-Nie, nie.-powiedział szybko i odwrócił wzrok.-To co idziemy?-zapytał.
-Tak.-odparłam.
Szliśmy w ciesz.
My po prostu nie mieliśmy tematów do rozmowy.
Kompletnie.
-Grasz na gitarze?-zapytał w końcu.
-Tak.-odparłam.
-Ja też.-mówiąc to uśmiechnął się szeroko.
-Fajnie.-podsumowałam.
-Nie lubisz rozmawiać z innymi?-zapytał.
-Jakoś za tym nie przepadam.-odparłam.
-Dlaczego?-zapytał.
-Wiesz co wolałam jak nic nie mówiliśmy.-powiedziałam i popatrzyłam na niego.-Aha! Teraz powiesz że jestem "taka".-dodałam robiąc cudzysłów rękoma przy ostatnim słowie.-Daruj sobie.-mówiąc to przewróciłam oczami.
-Stało się coś?-zapytał.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Nie.-odparłam patrząc na ulice.
-Wiedzę.-powiedział.
-Nic się nie stało.-powiedziałam bardziej dobitniej.
Na całe szczęście byliśmy już na miejscu.
-Jeśli tego nie chcesz nie róbmy tego.-powiedziałam i popatrzyłam na niego.
-Robimy to.-odparł i podszedł do mężczyzny który był prawdopodobnie właścicielem.
Po chwili był już koło mnie.
-Chodźmy.-powiedział i pokazał na niebiesko-czarny balon.
-Moje ulubione kolory.-powiedziałam z wielkim uśmiechem.
-Cieszę się.
Jakimś cudem udało mi się wejść do koszyka.
Po chwili zaczęliśmy znosić się w powietrze.
Niall kurczowo trzymał się barierki koszyka.
Bał się, było to widać.
Stanęłam obok niego, przygryzłam dolną wargę i zanim zmieniłam zdanie złapałam jego lewą dłoń.
Chłopak przestraszył się i zdziwiony popatrzył najpierw na nasze dłonie, a później na mnie.
-Każdy musi przełamywać swoje lęki.-szepnęłam i lekko uśmiechnęłam się.
Blondyn momentalnie odwzajemnił to i razem oglądaliśmy okolice z góry.


*


-I jak?-zapytał Niall kiedy wyszliśmy z balonu.
-Cudownie, ja chce jeszcze raz!-powiedziałam trochę głośniej.
-O nie! Ja się na to nie piszę.-powiedział szybko chłopak.
-Ale czy ja mówię że z Tobą?-zapytałam i zaśmiałam się.
-No wiesz co!-oburzył się.
-Żartuję.-odparłam.
-No ja myślę.-mówiąc to zaśmiał się.
-Twój śmiech przypomina mi śmiech mojego brata.-powiedziałam szybko i zaczęłam iść w stronę z której tutaj przyszliśmy.
-Tak? Jaki on jest?-zapytał podbiegają do mnie, a ja popatrzyłam na niego.
-Co jego śmiech?
-Nie głuptasie, Twój brat.-wyjaśnił.
-Nie mam pojęcia jaki jest.-odparłam.
-Jak to?-zapytał, a ja przygryzłam dolną wargę.
Nie wiedziałam czy chce mu coś mówić. 
Pamiętasz Becky miałaś otworzyć się na ludzi, a przynajmniej na niego.-powiedział jakiś głos w mojej głowie.
-Mój brat wyjechał trzy lata temu, a teraz wrócił. Nie wiem jaki jest teraz.-powiedziałam, omijając temat.
-To o nim mówiłaś ostatni?-zapytał znów.
-Tak.-odparłam.
-A kim byli Ci "oni"?-zadał kolejne pytanie.
-Moimi rodzicami.-powiedziałam.
-Też wyjechali?-pytał dalej.
W moich oczach zebrały się łzy.
-Nie, oni nie żyją.-odparłam i otarłam jedną z nich która zdołała uciec.
-Przykro mi.-powiedział i dotknął mojego ramienia.
-Nie potrzebnie, można powiedzieć że już się z tym pogodziłam.-odparłam.
I kogo Ty oszukujesz?-znów ten głos.
-Nie wydaje mi się.-powiedział spokojnie Niall.
-To niech zacznie Ci się wydawać.-odparłam i szybko zrzuciłam jego rękę.
-Becky...
-Nie znasz mnie.-powiedziałam.
-To pozwól mi Cię poznać.-mówiąc to patrzył w moje oczy.
-I po co? Żeby znów cierpiała? Chyba już o tym mówiłam, nie chce cierpieć!-krzyknęłam.
-Becky nie skrzywdzę Cię, obiecuję.-szepnął.
-Wiele osób wiele mi obiecało, to też Ci mówiła.
-Ale moja obietnica jest nie do złamania.-powiedział, a ja wybuchłam śmiechem.
-Skończyłeś?-zapytałam.
-Nie wiem o co Ci chodzi.-odparł.
-Cześć Niall.-powiedziałam i odwróciłam się w drugą stronę.
-Jutro o 16 w tym samym miejscu!-krzyknął za mną.
-Zobaczymy.-powiedziałam sama do siebie.
Szłam przed siebie.
Nie chciałam wracać do domu.
Nie chciałam znów na niego patrzeć.
Trzeba wybaczać Becky.-po raz trzeci ten głos.
-Nic nie trzeba.-powiedziałam na głos.


*




Siedziałam w swoim pokoju.
Przede mną na łóżku leżało parę zdjęć naszej rodziny, po moim policzku spływały łzy.

-Mamusiu jak wrócisz pójdziesz ze mną do kina?-zapytałam podbiegając do kobiety o pięknych długich włosach.
-Oczywiście że tak, pójdziemy wszyscy razem.-odparła.-Ja,Ty, tata i Billy.-dodała.
-A babcię też zaprosimy?-zapytałam i uśmiechnęłam się szeroko.
-Jeśli tego chcesz.
-Tak!-krzyknęłam i wtuliłam się w jej ramiona.
-Bądź grzeczna Becky, za dwa dni wrócimy.-mówiąc to pocałowała mnie w czoło.
-Będę czekać.-odparłam i pomachałam jej.
Patrzyłam jak odjeżdżają.


Otarłam z policzków łzy, które teraz spływały strumieniami.
To był ostatni raz kiedy ich widziałam.
To tak wglądało nasze ostatnie spotkanie.
Naglę usłyszałam stukanie do drzwi.
-Proszę.-powiedziałam i szybko zaczęłam zbierać zdjęcia.
-Becky.-moje imię wypowiadanie przez niego było takie inne, takie lepsze.
-Nie chce z Tobą rozmawiać.-powiedziałam oschle.
-Wiem że cierpisz.-powiedziała tak jakby nie słyszała tego co powiedziałam.
-Nie będę z Tobą o tym mówić, to moja sprawa.-odparłam.
-Becky ja już nigdzie się nie wybieram.-usłyszałam z jego ust.
Popatrzyłam na niego.
-Naprawdę?-zapytałam.
-Naprawdę.-odparł, nie myśląc długo wtuliłam się w niego.
-Będę tu już zawsze dla Ciebie i przepraszam.-wyszeptał w moje włosy.
Na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Znów go mam.
Znów jest ze mną.
Nie pozwolę żeby odszedł.
Już nigdy!


***

Przepraszam za wszystkie błędy.


O tak!
Sajgon z maturami zakończony!
Miejmy nadzieje że pisemne zdam, tak jak te ustne :P


Rozdział jest jaki jest, nic na to nie poradzę.


Do następnego ;)
Kocham Was ;***


Zapraszam na:

Gra uczuć! 

(rozdział 1)
&

One day 

(rozdział 11)
&

Four Other Worlds 

(rozdział 4)
 
 

7 maja 2013

5.



Sobota, kiedyś najlepszy dzień w moim życiu.
Teraz wolałabym iść do szkoły, niż być z nim pod jednym dachem.
-Becky chodź na śniadanie.-do pokoju weszła babcia.
-Nie jestem głodna.-odparłam i przykryłam kołdrą głowę.
-Od wczorajszego śniadania nie jadłaś nic, już.-mówiąc to jak zawsze chciała ściągnąć ze mnie kołdrę.
-Nie jestem głodna.-powiedziałam i wychyliłam się.
-Kochanie proszę Ci porozmawiaj z nim.-przysiadła na brzegu mojego łóżka.
-Nie mam o czym z nim rozmawiać.-powiedziałam.
-Na pewno?-zapytał, a ja tylko pokiwałam głową.
-Masz jakieś plany na dziś?-zapytała zmieniając temat.
-Może wyjdę na miasto i przemyślę wszytko na spokojnie.
-To dobra decyzja.-mówiąc to dotknęłam mojej głowy.-Pamiętaj trzeba wybaczać.-dodała i wstała.
Patrzyłam na jej oddalającą się sylwetkę, po chwili zniknęła za zamykającymi się drzwiami.
Trzeba wybaczać?
Zapewne ma racje, ale czy jestem w stanie mu wybaczyć?
Nie wiem.
To jeszcze nie ten moment.


*


-Wychodzę.-krzyknęłam zbiegając na dół.
-Becky porozmawiaj ze mną.-usłyszałam jego głos za sobą.
-Nie mam czasu Billy.-odparłam i szybko ubrałam buty.
Chwyciłam gitarę, którą poprzedniego wieczoru zostawiłam w przedpokoju i wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
Nie miałam pojęcia gdzie iść.
Nie miałam żadnej koncepcji.
Zwyczajna pustka w głowie.


*


Usiadłam na jednym z krawężników Royal St. 
Patrzyłam na ludzi, którzy biegali to w jedną to w drugą stronę.
Niby sobota, a każdy i tak był w biegu.
Słychać było wesoły śmiech dzieci z pobliskiego parku.
Kiedyś to ja biegałam jak szalona i próbowałam złapać mojego starszego brata.
Chciałam być w jego paczce znajomych, to nic że byli tam sami chłopcy.
Ja chciałam być z nim.
Zawsze i wszędzie.
Lekko uśmiechnęłam się na wspomnienia, które przyszły teraz do mojej głowy.

-Billy czekaj!-krzyknęłam i przystanęłam łapiąc się za brzuch.-Billy bo nie nadążam.
Blond włosy chłopaka popatrzy na mnie i pokręcił głową.
-Oj Becky, wskakuj.-polecił i nachylił się tak abym mogła wejść na jego plecy. Mocno oplotłam jego szyję i uśmiechnęłam się szeroko.
-W drogę mój koniku.-krzyknęłam na całe gardło, oboje wybuchliśmy śmiechem.

 Do moich uszu dobiegł identyczny dźwięk, jak wtedy.
Śmiech Billego.
Popatrzyłam w prawą stronę.
Było tam czterech chłopaków, każdy z nich był inny, ale dogadywali się.
Przypatrzyłam się każdemu po kolei.
Nic specjalnego, wszyscy byli przystojni to fakt, ale uroda przecież nie jest najważniejsza.
Po chwili podbiegł do niech blondyn.
Popatrzyłam na niego uważnie. 
Znałam go.
-I co nie zrobię tego?-zapytał i wyciągnął dłoń to chłopaka o ciemnej karnacji.-Płacisz!-krzyknął i znów usłyszałam ten śmiech.
Dlaczego do tej pory tego nie zauważyłam?
No tak, nie śmiał się w moim towarzystwie.
Naglę nasze spojrzenie skrzyżowało się, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Poczekajcie tu.-powiedział i zaczął iść w moją stronę. Szybko odwróciłam głowę w drugą stronę.-Można?-zapytał, popatrzyłam na jego twarz.
-Nie.-odparłam.
-Dalej zły humor?-zapytał znów.
-Nie Twój interes.-powiedziałam.
-Becky spróbuj być milsza, to nie jest trudne.-powiedział i delikatnie dotknął mojego ramienia.
-Możesz tak nie robić?-zapytałam, a on popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
-Jak?-zapytał- Może chodzi Ci o to?-zapytał znów i robił to jeszcze raz.
-Przestań.-powiedziałam, a on dalej mnie szturchał.
-Przestanę jak się uśmiechniesz.-odparł i posłał w moją stronę szeroki uśmiech.
Popatrzyłam na niego i lekko podniosłam kąciki ust do góry.
-Szerzej?-zapytał, a ja pokręciłam głową.-No proszę, zrób to! Wiem że potrafisz.-dodał, a ja wyszczerzyłam się w jego stronę.-O tak, tylko teraz niech już tak zostanie.-krzyknął i zaczął wstawać.
Myślałam że sobie pójdzie, a on stał obok mnie.
-Długo mam jeszcze czekać żebyś wstała?-zapytał, a ja zadarłam głowę do góry aby na niego popatrzeć.
-Ja nie wstaje.-odparłam.
-Właśnie że tak.
-Nie.- w tym momencie poczułam jego ręce na moim brzuchy i momentalnie stałam na równych nogach.
-Widzisz jednak wstałaś.-powiedział i zaśmiał się znów.
-Nie mam ochoty na Twoje gierki, więc jeśli już skończyłeś możesz iść.-odparłam ze sztucznym uśmeichem.
-Nie mogę.-powiedziała.
-Bo?-zapytałam.
-Dziś spełniamy jedno Twoje marzenia.-odparł wesoło.
-Jednym z moich marzeń jest to żebyś zostawił mnie dziś w spokoju.-powiedziałam.
-To zostawimy na później.-mówiąc to popatrzył na mnie maślanymi oczami.-No weź, nie daj się prosić.-mówiąc to zaśmiał się lekko.
Patrzył na mnie cały czas, a ja kręciłam głową.
-No proszę co Ci szkodzi?-zapytał.
-Dobra!
-No to jakie jest Twoje pierwsze rzecz którą chcesz zrobić?-zapytał i stanął obok mnie. Popatrzyłam na niego.
-Chce polecieć balonem.-odparłam, zwróciłam uwagę na jego minę.
-Balonem?-zapytał dla pewności, a ja pokiwałam głową.-Balonem.-powtórzył.
-Masz lęk wysokości?-zapytałam.
-Nie, no co Ty.-oparł i pomasował się po karku.
-Masz lęk wysokości!-powiedziałam trochę głośniej.
-Nie muszą wiedzieć o tym wszyscy wokół.- speszył się i rozglądnął dookoła.
-Przepraszam.-szepnęłam.
-Więc dalej chcesz polecieć balonem?-zapytał.
-W ten sposób i ty przełamiesz swój strach.-odparłam.
Chłopaka popatrzył na swoich przyjaciół, a później na mnie.
-Jak coś to nasz lot może poczekać.-powiedziałam widząc jego minę.
-A przeszkadzałoby Ci jeśli poszli by z nami?-zapytał, teraz zapewne to ja wyglądałam idiotycznie.-Rozumiem.-powiedział, nawet nie czekając na moją odpowiedź.
-Nie lubię jak jest wokół mnie dużo ludzi.-odparłam.
-Zauważyłem.-odparł.-Poczekaj tutaj, powiem im tylko że mogą iść bez mnie.-dodał i pobiegł w stronę chłopaków.
Blondyn coś im powiedział, a oni wszyscy popatrzyli w moją stronę.
No pięknie!
Uśmiechnęli się tylko i odwrócili się w druga stronę.
Niall podszedł do mnie.
-Możemy iść.-powiedział i minął mnie.
-Mam pytanie.-powiedziałam.
-Słucham.
-Jesteś gwiazdą wielkiego formatu i masz lęk wysokości?-zapytałam.
-Zawsze jak gdzieś lecimy trzymam za rękę Liama albo słucham moich ulubionych piosenek to mi w jakiś sposób pomaga.-odparł i posłał mi lekki uśmiech.
-Będziesz chciał trzymać mnie za rękę?-zapytałam.
-Pewnie mi na to nie pozwolisz, więc będzie lepiej jak posłucham muzyki.-odparł.
-Tak, masz rację tak będzie lepiej.-powiedziałam i poprawiłam gitarę na plecach.
-Mogę ja ponieść jeśli chcesz.-zaproponował szybko.
-Nie, dzięki.-odparłam.
-Dlaczego jesteś taka?-zapytał.
-Jaka?-zapytałam.
-Właśnie taka!-odparł.
-Nie wiem o co Ci chodzi.-powiedziałam.
-Jesteś inna niż wszyscy.-mówiąc to zerknął na mnie, szybko przystanęłam.
-To coś złego?-zapytałam.
-Nie.
-To po co o tym wspominasz?-zapytałam znów.
-Becky...
-Wiesz co lepiej będzie jeśli nie będziesz próbował mi pomóc.-powiedziałam.
-Ale...
-Tak będzie lepiej. Cześć.-powiedziałam i odwróciłam się do niego tyłem.
-Widzisz boisz się!-krzyknął, przystanęłam.
-Masz racje może się boję, ale to mój strach.-odparłam.
-Nie chcesz z kimś go dzielić?-zapytał, czułam że był tuż za mną, przymknęłam oczy, pokręcił przecząco głową.-Becky pozwól mi, proszę.
-Co takiego zrobiłeś że chcesz komuś pomóc?-zapytałam odwracając sie do niego, było blisko.
Za blisko.
Zrobiłam trzy kroki do tyłu.
-Muszę o tym mówić?-zapytał.
-Może to przekona mnie to Ciebie.-odparłam.
-Tutaj?-zapytał i rozglądnął się dookoła.
-Masz z czymś problem?-zapytałam.
-Możemy usiąść?-zapytał, puszczając moje pytanie mimo uszu. Podszedł do pobliskiej ławki.
Zrobiłam to samo.
-Więc?-zapytałam.
-Musisz mnie popędzać?-zapytał.
-Przepraszam.-odparłam.
-W zeszłym roku, dokładnie 27 października,, szedłem do studia. Codziennie tą samą droga bo była najbliżej, była godzina szósta.-na moment przerwał, bawił się palcami, jego ręce pociły się.- Przede mną szedł młody mężczyzna, nie wiem mógł mieć ze trzydzieści lat, nie ważne. Widać było, śpieszył się i to bardzo. Pomimo czerwonego światła wszedł na jezdnie, rozglądał się ale...-przerwał, jego głos znów się załamał. Domyślałam się do czego zmierza.-Za zakrętu wyjechał samochód, jechał z dużą prędkością, na pewno nie była ona przepisowa. Mężczyzna został potrącony, a ja stałem i nie mogłem się ruszyć.-powiedział, po jego policzkach zaczęły spływać łzy.-Rozumiesz nie pomogłem mu, tylko stałem. Kierowca nawet się nie zatrzymał, uciekł. Przy mężczyźnie pojawili się jacyś ludzi, a ja stałem i tępo patrzyłem w jego sylwetkę. Po chwili po prostu pobiegłem w drugą stronę.-powiedział i spuścił głowę w dół.
Nie wiedziałam co mam zrobić.
Nie miałam pojęcia jak się zachować.
-Nie pomogłem mu.-wyszeptał.
-To dlatego chcesz pomóc mnie?-zapytałam szeptem.
-Tak.-odparł.
-Dziękuję.-powiedziałam i lekko dotknęłam jego ramienia.
-Mogę?-zapytał.
-Tak.-odparłam, a on lekko się uśmiechnął.
-Jesteś pierwszą osobą, której o tym powiedziałem.-wyszeptał.
Otwarłam szerzej oczy, zaufał mi.
Dlaczego?
-Dlaczego akurat ja?-zapytałam.
-Jesteś inna.-odparł, a ja tylko pokiwałam głową.-Możemy przenieść lot balonem na przykład na jutro?-zapytał.
-Jasne.-odparłam i posłałam mu lekki uśmiech.
-Spotkajmy się tutaj o 14.-powiedziała i wstał.-Cześć.-dodał i odszedł.
Patrzyłam na jego oddalającą się postać.
Czyli ma wyrzuty sumienia.
Czyli nie tylko ja cierpię, inni też maja problemy.
Zakładają maski, tak jak ja.
Żyją dalej, choć to wciąż w nich tkwi.
Muszę zacząć ufać innym.



***

Przepraszam za wszystkie błędy.


Dobra powiedźmy sobie szczerze nie wiem co to ma być to na górze...
Ale cóż...

Jestem załamana maturą z polskiego i dodaje wam rozdział, który jest tak załamujący jak ona...

Dziękuję za komentarze ;)
Kocham Was ;***